Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2023

Trzy, może nawet cztery dni (minipowieść)

  A wszystko było tak, Jak gdyby dla nas film, Nakręcał ktoś o zimie, W ogromnych płatkach śnieg. I mrok wraz z nami biegł, Do wynajętych drzwi     Maryla Rodowicz, „Trzy, może nawet cztery dni”       1 WIECZÓR W SCHRONISKU   Był dwudziesty siódmy grudnia, piętnaście minut po dziewiętnastej. Dwudziestoczteroletni Jacek Kostrzyński wysiadł z pociągu i rozejrzał się niemal wściekły.   Powinien był pojechać poprzednim, który odchodził dzień wcześniej po dwudziestej drugiej, ale się spóźnił, a następny jechał w godzinie przedśniadaniowej. Przebył trasę z Gdańska do Zakopanego w dwanaście godzin, bo jego pociąg miał kwadrans spóźnienia. Teraz jednak to się nie liczyło, bo wreszcie tu był. Wysiadł na stacji skąd miał zamiar udać się do schroniska prowadzonego przez matkę Natalii, jego dziewczyny. Kochał ją od lat, ale zawsze rozmawiali tylko przez Skype, a teraz mieli się spotkać po raz pierwszy. Byli jak ten góral i córka rybaka z piosenki Rudiego Schuberth